Archiwum 09 listopada 2015


lis 09 2015 Rozdział 1
Komentarze (0)

Dziś 20 czerwca, oficjalnie nie chodzę już do szkoły. Mam dużo czasu dla siebie... no i na swoje przemyślenia. Od kiedy usłyszałam rozmowę mamy która, mnie dotyczyła miewam coraz gorsze koszmary niż zazwyczaj. Najpierw pustka, ciemność, nagle krzyk, krzyk mamy, coś szarpie mnie za ubrania próbuję się wyrwać lecz na marne, zaciągają mnie w mroczną otchłań. Budzę się zlana potem. Boję się, nie wiem co to oznacza te sny... one są tak realistyczne. To mnnie przerasta. Muszę porozmawiać z mamą. Najwyższy czas, a coś czuję że to wszystko ma związek z moim ojcem.

***

Dziś zostałam sama w domu. Ogólnie siedzę w apartamencie, oglądam filmy, gram na laptopie. Postanowiłam spędzić ten dzień leniwie, zamówiłam sobie pizze, popijałam colą. Czasami nawet się dziwiłam żę, jem tyle niezdrowego, tłustego a, jestem taka szczupła, no nie ważne. Lubiłam takie dni, robiłam co chciałam. Dziś nie ubrałam się jakoś wyjściowo, a mianowicie stare jasno- szare dresy koszulkę koloru morskiego i polar w tym samym kolorze. Jasne blond włosy uczesałam w niedbałego koka. Uhhh już 12:00 nudy, chyba gdzieś wyjdę. W tym samym momencie usłuszałam dzwonek do drzwi. Popędziłam otworzyć, stało w nich dwóch chłopaków, musieli być nieco starsi ode mnie. Jeden miał ciemno brązowe kędzierzawe włosy i ciemno- brązowe roześmiane oczy, jakby się najdał za dużo czekolady. Drugi zaś był totalnym przeciwieństwem, czarne włosy, widać długo nie strzyżone, mroczne czarne oczy i wielkie ciemne cienie pod nimi. Ubrany był cały na czarno.                                                                                                                         - Em, znamy się?- wypaliłam bez zastanowienia.                                                    - Nie. Jeszcze nie. - powiedział brązowooki.                                                          - Możemy wejść? Musimy porozmawiać. - nie znałam ich, nigdy wcześniej żadnego z nich nie widziałam. Dlaczego mam ich zaprosić do środka?              - Aha, wejdźcie.                                                                                                         Poleciłam im usiąść na fotelach. Gdy się rozsiedli ten przerażający zaczął.       - Może najpierw się przedstawimy ja jestem Nico Di Angelo, a ten tu to... - nieskończył bo tamten mu przerwał.                                                                        - Leo Valdez! - ucałował moją dłoń a, ja spróbowałam nie wybuchnąć śmiechem. Natomiast chłopak imieniem Nico przewrócił teatralnie oczami.       - Dobra Valdez, siad nie podlizuj się. Czytałaś kiedyś o bogach Olipijskich? No, wiesz Posejdon, Afrodyta takie tam? - zapytał.                                                - No jasne! Uwielbiam mitologię! Ale nie kumam, co to ma wspólnego z tą sprawą o której, macie mi powiedzieć? - ohh ja ich nie rozumiem. Przeklinałam się w myślach że, ich wpóściłam.                                                      - No i wiesz czasami olipijczycy... yhh... nooo... mają ze śmiertelniakmi dzieci, nie? No i nazywani są półbogami, inaczej herosami. I ty zresztą tak jak i my jesteś takim dzieckiem półkrwi.                                                                                - Że jak? Najpierw wpychacie mi się do mieszkania a, potem opowiadacie jakieś bzdury że niby jestem jakimś dzieckiem boga greckiego?! Wynocha! JUŻ! Więcej was tu nie chcę widzieć! - co za idioci żeby wygadywać takie rzeczy! Chorzy psychicznie!                                                                                     - Anastazjo, spokojnie ci mili chłopcy mówią prawdę- to moja mama. 

***

Za dużo jak na jeden dzień. Przed chwilą dowiedziałam się że, jestem swego rodzaju herosem i jadę na jakiś obóz szkolić się obrony przed potworami i takimi tam. Ci dwaj Leo i Nico, Leon jest synem Hefajstosa a, Nico no cóż widać na pierwszy rzut oka... Hadesa. Dobra pakuję ciuchy i resztę najważniejszych rzeczy. Przysiadłam na łóżku i chwilę pomyślałam. Ten Valdez... ehh jest całkiem pociągający. Di Angelo także, ale nie jest w moim typie. Ahh Leo... Nie dane mi było pozastanawiać się. Puk! Puk! Aha, mama.   - Anastazja wychodź! Musicie już iść!                                                                     - Już idę! - torba na ramie i heja. Do tego super obozu. Perspektywa spędzenia w nim lata, nie wydawała się najlepsza. No cóż. Trudno.                   - Chłopcy, daleko jescze?- zapytałam w końcu.                                                     - Nie, to już tu!- Leo wskazał na las. - Tam jest Wzgórze Herosów a na nim znajduje się obóz!- był wyraźnie zafascynowany.- Super- mruknęłam pod nosem. 

***

Prowadzili mnie lasem. Zaraz za sporym wzgórzem wznosiła się dolina. Piękna dolina! W kształcie równiutkiej litery U było ustawione 20 domków, pole truskawek, boisko do siatkówki na którym grało kilka osób i wiele wiele innych. Ale moją uwagę przykuła dziewczynka. Może dwunastoletnia, siedząca przy ognisku. Bez najmniejszego zastanowienia podążyłam w jej stronę. Gdy byłam tuż koło niej nagle coś mi zaświtało. To nie dziewczynka. To Hestia, bogini ogniska i paleniska domowego.                                                - Witaj Pani, Hestio- pokłoniłam się a, syn Hefajstosa popatrzył na mnie nie mniej zdezorientowany ale, nie śmiał mi przerwać.                                               - Witaj Anastazjo. Jesteś pierwszą która się do mnie odezwała, nie licząc jeogo- wskazała na Nika- miły chłopiec- zarumienił się na te słowa.- dobrze więc teraz idźcie do Chejrona, czuję że chce z wami porozmawiać.

__________________________________________________________________

Tak szybko pierwszy rozdział! Wena mnie naszła, więc postanowiłam napisać.                                                                                                                     ressmussi