Najnowsze wpisy


lis 19 2015 Blog przeniesiony
Komentarze (1)

blog jest pod taką samą nazwą na platformie blogger 

lis 11 2015 Rozdział 2
Komentarze (0)

Aha, idziemy do jakiegoś Chejrona, musimy z nim pogadać, spoko. Doszliśmy do wielkiej... no właśnie! Stodoły? Nie ważne, budynek był pomalowany na pastelowy błękit z białymi elementami. Weszliśmy do środka, w staromodnym salonie siedziało dwóch mężczyzn jeden nie wysoki, z pulchnymi policzkami i czarnymi włosami, drugi zaś... w zasadzie to nie mężczyzna, to centaur, nie wiem czemu ten widok mnie nie zdziwił. To było dla mnie inne, ale nie dziwne.     - Witajcie dzieciaki! - odezwał się centaur, a pulchny mężczyzna popatrzył na nas, i zaraz odwrócił wzrok. - Ty musisz być tą nową, tak? - potaknęłam- Wie kto jest jej boskim rodzicem? - zapytał.                                                                             - Nie, ale ty Chejronie się domyślasz, prawda? - na twarzy Chejrona dostrzegłam niepokój - Tak Leonie, ale pozostawmy do bogom. Póki co zamieszkasz w jedenastce, domku Hermesa, wieczorem ognisko miejmy nadzieję że, twój rodzic cię uzna, chłopcy odprowadźcie Anastazję do domku, a jak wrócicie to porozmawiamy. 

***

W jedenastce powitali mnie grupowi, Connor i Travis Hood' owie. Słyszałam że, z nich nieźli dowcipnisie. Z charakteru przypomianją Freda i Gorge' a Wesley' ów z Harry' ego Pottera. Wbrew pozorom byli bardzo mili, wskazali mi kont w którym będę spać, szczerze to mieszkanko trochę nie na moje warunki ale trudno. Dam radę. Postanowiłam się przejść po obozie wychodząc z domku przez nieuwagę wpadłam na blondwłosą dziewczynę, nieco starszą ode mnie.                                                                                                                    - Przepraszam! Niezdara ze mnie! Sorki! Nic Ci się nie stało? - dziewczyna nie wydawała się być wkurzona. Wstałam i podałam jej rękę.                                     - Nie, nic mi nie jest, jesteś nowa? - pokiwałam głową- Jestem Annabeth Chase, córka Ateny, może masz ochotę ze mną potrenować? Albo, może najpierw zapoznam cię z moimi przyjaciółmi, co? - była przekonująca więc się zgodziłam. Ruszyłyśmy na arenę. Wielu nastolatków, w zbrojach walczyło na miecze bądź trenowało łucznictwo. My zmierzałyśmy w kierunku sześciu osób wśród których, był Valdez. Gdy do nich podeszliśmy Annabeth mnie przdstawiła. Pierwszy powitał mnie wysoki czarnowłosy chłopak, o szkarłatno- zielonych oczach, był dobrze zbudowany.                                         -  Hej, jestem Percy Jackson, syn Posejdona, to Piper McLean, córka Afrodyty, Leo Val... - przerwałam mu.                                                                      - Valdez,  mhm syn Hefajstosa, zdążyliśmy się już poznać- Mrugnęłam do Leona a, on odpowiedział szerokim uśmiechem.                                                   - A to nasi przyjaciele z rzymskiego obozu Jupiter, Jason Grace, syn Jupitera, Hazel Levesque córka Plutona i Frank Zhang syn Marsa. - Widać że, Frank ma azjatyckie korzenie. Wywnioskowałam to po jego nietypowiej urodzie. Na początku Annabeth zaprowadziła mnie do zbrojowni i kazała wybrać łuk, jeden za ciężki jeden za duży, ehh po poł godzinie znalazł się taki który, nawet mi pasował. Chwyciłam kołczan i podążyłyśmy na arenę.                      

***

Po ciężkim treningu było ognisko, wszyscy śpiewali piosenki dzieciaki od Apollina przygrywały na różnych instrumentach. Było cudownie Leo i Percy popisywali się swoimi umiejętnościami, czyli panowaniem nad ogniem i wodą. Mój pierwszy dzień w obozie wydawał się być idealny, poznałam nowych przyjaciół, nauczyłam się strzalać z łuku, idealnie... do czasu. Kilka minut przed zakończeniem ogniska do obozu wbiegł ogromny ( większy od tego którego widziałam) piekielny ogar. Nie wiedziałam co robić. Percy, Jason i Frank rzucili się na niego lecz słabo im szło Ann próbowała zaatakować sztyletem, na próżno, potwór odrzucił ją wielką łapą a Hazel i Piper zaniosły ją do Wielkiego Domu, chyba była ranna. Ja także postanowiłam walczyć, pobiegłam po miecz, chłopaki pokazali mi jak walczyć ale wiedziałam że, im nigdy nie dorównam, mimo wszystko zaatakowałam. Podbiegłam do niego od tyłu i dźgnęłam potwora w łapę, nawet nie zareagował. Wtem do głowy przyszedł mi durny pomysł... Mogłam nawet zginąć... To się teraz nie liczyło. Wspięłam się na ławkę a, z niej wskoczyłam na grzbiet ogara. Krzyknęłam:        - Chłopcy! Odwróćcie jego uwagę!                                                                          - Anastazja co ty tam robisz!? - Jason był zdziwiony.                                          - Mam plan! Zajmijcie się tym co wam mówię!                                                       Kiedy oni odwrócą jego uwagę ja wbiję mu w łeb ostrze, musi zadziałać. Myślałam że, zaraz spadnę, obijał się od drzewa próbując mnie strącić. W końcu Leo zwrócił jego uwagę, ogniem! Pies się... wystraszył? Stał nieruchomo, dobra chwila. Z całej siły wbiłam niebiański spiż w jego łeb, potwór rozsypał się w złoty pył a ja wylądowałam tyłkiem na twardej glebie.     Gdy wstałam, wszyscy zebrali się wokół mnie i zaniemówili. Nie wiedziałam co było takie dziwne, póki Chejron nie zabrał głosu:                                             - Witaj Anastazjo córko Pana Niebios, Zeusa!                                                        Na niebie rozbłysł milion błyskawic, pomyślałam tylko; Cholera! Hera chyba mi ojca zabije!

____________________________________________________________________________

I jak? Kolejne dziecko wielkiej trójki! Hehehehe! Plis komentujcie!!!                  ressmussi

                         

lis 09 2015 Rozdział 1
Komentarze (0)

Dziś 20 czerwca, oficjalnie nie chodzę już do szkoły. Mam dużo czasu dla siebie... no i na swoje przemyślenia. Od kiedy usłyszałam rozmowę mamy która, mnie dotyczyła miewam coraz gorsze koszmary niż zazwyczaj. Najpierw pustka, ciemność, nagle krzyk, krzyk mamy, coś szarpie mnie za ubrania próbuję się wyrwać lecz na marne, zaciągają mnie w mroczną otchłań. Budzę się zlana potem. Boję się, nie wiem co to oznacza te sny... one są tak realistyczne. To mnnie przerasta. Muszę porozmawiać z mamą. Najwyższy czas, a coś czuję że to wszystko ma związek z moim ojcem.

***

Dziś zostałam sama w domu. Ogólnie siedzę w apartamencie, oglądam filmy, gram na laptopie. Postanowiłam spędzić ten dzień leniwie, zamówiłam sobie pizze, popijałam colą. Czasami nawet się dziwiłam żę, jem tyle niezdrowego, tłustego a, jestem taka szczupła, no nie ważne. Lubiłam takie dni, robiłam co chciałam. Dziś nie ubrałam się jakoś wyjściowo, a mianowicie stare jasno- szare dresy koszulkę koloru morskiego i polar w tym samym kolorze. Jasne blond włosy uczesałam w niedbałego koka. Uhhh już 12:00 nudy, chyba gdzieś wyjdę. W tym samym momencie usłuszałam dzwonek do drzwi. Popędziłam otworzyć, stało w nich dwóch chłopaków, musieli być nieco starsi ode mnie. Jeden miał ciemno brązowe kędzierzawe włosy i ciemno- brązowe roześmiane oczy, jakby się najdał za dużo czekolady. Drugi zaś był totalnym przeciwieństwem, czarne włosy, widać długo nie strzyżone, mroczne czarne oczy i wielkie ciemne cienie pod nimi. Ubrany był cały na czarno.                                                                                                                         - Em, znamy się?- wypaliłam bez zastanowienia.                                                    - Nie. Jeszcze nie. - powiedział brązowooki.                                                          - Możemy wejść? Musimy porozmawiać. - nie znałam ich, nigdy wcześniej żadnego z nich nie widziałam. Dlaczego mam ich zaprosić do środka?              - Aha, wejdźcie.                                                                                                         Poleciłam im usiąść na fotelach. Gdy się rozsiedli ten przerażający zaczął.       - Może najpierw się przedstawimy ja jestem Nico Di Angelo, a ten tu to... - nieskończył bo tamten mu przerwał.                                                                        - Leo Valdez! - ucałował moją dłoń a, ja spróbowałam nie wybuchnąć śmiechem. Natomiast chłopak imieniem Nico przewrócił teatralnie oczami.       - Dobra Valdez, siad nie podlizuj się. Czytałaś kiedyś o bogach Olipijskich? No, wiesz Posejdon, Afrodyta takie tam? - zapytał.                                                - No jasne! Uwielbiam mitologię! Ale nie kumam, co to ma wspólnego z tą sprawą o której, macie mi powiedzieć? - ohh ja ich nie rozumiem. Przeklinałam się w myślach że, ich wpóściłam.                                                      - No i wiesz czasami olipijczycy... yhh... nooo... mają ze śmiertelniakmi dzieci, nie? No i nazywani są półbogami, inaczej herosami. I ty zresztą tak jak i my jesteś takim dzieckiem półkrwi.                                                                                - Że jak? Najpierw wpychacie mi się do mieszkania a, potem opowiadacie jakieś bzdury że niby jestem jakimś dzieckiem boga greckiego?! Wynocha! JUŻ! Więcej was tu nie chcę widzieć! - co za idioci żeby wygadywać takie rzeczy! Chorzy psychicznie!                                                                                     - Anastazjo, spokojnie ci mili chłopcy mówią prawdę- to moja mama. 

***

Za dużo jak na jeden dzień. Przed chwilą dowiedziałam się że, jestem swego rodzaju herosem i jadę na jakiś obóz szkolić się obrony przed potworami i takimi tam. Ci dwaj Leo i Nico, Leon jest synem Hefajstosa a, Nico no cóż widać na pierwszy rzut oka... Hadesa. Dobra pakuję ciuchy i resztę najważniejszych rzeczy. Przysiadłam na łóżku i chwilę pomyślałam. Ten Valdez... ehh jest całkiem pociągający. Di Angelo także, ale nie jest w moim typie. Ahh Leo... Nie dane mi było pozastanawiać się. Puk! Puk! Aha, mama.   - Anastazja wychodź! Musicie już iść!                                                                     - Już idę! - torba na ramie i heja. Do tego super obozu. Perspektywa spędzenia w nim lata, nie wydawała się najlepsza. No cóż. Trudno.                   - Chłopcy, daleko jescze?- zapytałam w końcu.                                                     - Nie, to już tu!- Leo wskazał na las. - Tam jest Wzgórze Herosów a na nim znajduje się obóz!- był wyraźnie zafascynowany.- Super- mruknęłam pod nosem. 

***

Prowadzili mnie lasem. Zaraz za sporym wzgórzem wznosiła się dolina. Piękna dolina! W kształcie równiutkiej litery U było ustawione 20 domków, pole truskawek, boisko do siatkówki na którym grało kilka osób i wiele wiele innych. Ale moją uwagę przykuła dziewczynka. Może dwunastoletnia, siedząca przy ognisku. Bez najmniejszego zastanowienia podążyłam w jej stronę. Gdy byłam tuż koło niej nagle coś mi zaświtało. To nie dziewczynka. To Hestia, bogini ogniska i paleniska domowego.                                                - Witaj Pani, Hestio- pokłoniłam się a, syn Hefajstosa popatrzył na mnie nie mniej zdezorientowany ale, nie śmiał mi przerwać.                                               - Witaj Anastazjo. Jesteś pierwszą która się do mnie odezwała, nie licząc jeogo- wskazała na Nika- miły chłopiec- zarumienił się na te słowa.- dobrze więc teraz idźcie do Chejrona, czuję że chce z wami porozmawiać.

__________________________________________________________________

Tak szybko pierwszy rozdział! Wena mnie naszła, więc postanowiłam napisać.                                                                                                                     ressmussi                                                      

lis 08 2015 Prolog
Komentarze (0)

Wydawało by się że, moje życie jest normalne... zresztą jak każde inne, ale nie. Hmm może najpierw wypadałoby się przedstawić, no więc jestem Anastazja Golednbrok, mam 15 lat i mieszkam wraz z mamą w Nowym Jorku na Manhattanie. Dlaczego tylko z mamą? Mój tato ponoć był strażakiem i kiedy byłam bardzo mała zginął w pożarze. Bynajmniej tak mi powiedziano. Moja mama jest szefową dużej firmy i nie ukrywam, na biedę nie narzekam, lecz nie lubię się tym chwalić. Moje życie jak wspomniałam nie jest do końca normalne i nigdy nie było, wywalono mnie z pięciu szkół w  ciągu ostatnich kilku lat , ale co ja poradzę? Wszyscy nauczyciele uważają że, jestem zbyt agresywna, a moja dysleksja ( tak, mam dysleksję) rozprasza wszystkich na lekcji. Kiedyś w czwartej klasie tępemu osiłkowi który, bił i poniżał młodszych uczniów złamałam rękę. Wrodzona agresja, tak twierdzi moja ciotka której zresztą szczerze nie nawidzę. Ostani mi czasy zauważyłam że moja mama jest niespokojna i roztargniona, zazwyczaj jest opanowana i wszystko ma poukładane. Często zapomina o różnych sprawach dotyczących jej firmy. Ja takżr zaczynam zauważać dziwne rzeczy, na przykład ostatnio wracając od kumpeli widziałam psa. Psa? Nieee! To zdeydowanie nie był normalny pies. To raczej wielki, ogromny, krwiożerczy mastif z krwisto- czerwonymi oczami i kłami jak u rekina. Niepokojące, prawda? Natomiast kilka dni wcześniej usłyszałam kawałek rozmowy telefonicznej  mojej mamy a, mianowicie: "... Wkrótce życie Anastazji się zmieni..."

____________________________________________________________________________

Pierwsza notka. Mam nadzieję że, się spodoba. Proszę o komentarze.

ressmussi